Archiwum 23 lutego 2009


MGMT
Autor: putadonkit
Tagi: impreska  
23 lutego 2009, 16:14

Z niemałą radością i nie mniejszą satysfakcją informuję o imprezie z mojego regionu: 2 i 3 sierpnia odbędzie się II Piknik Country - Pieniny. 2 sierpnia koncerty odbędą się w amfiteatrze "Pod wierzbą" w Krościenku, natomiast 3 sierpnia na Placu Dietla w Szczawnicy. Wszystkich countrowców serdecznie zapraszam.

A o to program:

Nazwa: Piknik Country - Pieniny

 

Miejsce: Amfiteatr pod Wierzbą, Krościenko nad Dunajcem

 

Data: 02.08.2008 - Sobota

 

Godzina rozpoczęcia: 17:00

 

Artyści:


Paweł Bączkowski
Mariusz Kalaga and Partners
Konwój
Rubens Band

 

Opis wydarzenia:
W programie również: 16.30 Parada ulicami Krościenka; 22:00 Pokaz sztucznych ogni.

 

Uwagi:

Prowadzenie - Korneliusz Pacuda

 

 

Nazwa: Piknik Country - Pieniny

 

Miejsce: Plac Dietla, Szczawnica

 

Data: 03.08.2008 - Sunday

 

Godzina rozpoczęcia: 15:00

 

Artyści:


Paweł Bączkowski
Mariusz Kalaga and Partners
Konwój
Rubens Band
Tomasz Szwed

 

Opis wydarzenia:


W programie również: 14.30 Parada ulicami Szczawnicy.

 

Uwagi:


Prowadzenie - Korneliusz Pacuda

 

 

info za: www.saloon.pl

 

 

Na koniec jeszcze plakat:


  

 
mragowo
Autor: putadonkit
Tagi: muzyka   dance   impreza   country  
23 lutego 2009, 16:12

Oto moja dawka wspomnień z Mrągowa 2008 - uwaga relacja będzie bardzo subiektywna i oczywiście nie każdy musi się z nią zgadzać. Jeśli ktoś z osób wchodzących na bloga był w Mrągowie i chce, by jego relacja ukazała się na blogu, śmiało piszcie, a na pewno się ukaże:

PIĄTEK - 25 lipca 2008 r:

W tym roku dotarłam do Mrągowa dopiero pierwszego dnia Pikniku, trochę późno z jednej strony, ale podobno lepiej późno niż wcale. Tegoroczną podróż do Mrągowa rozpoczęłam do przymusowego, trzygodzinnego postoju w Warszawie, gdy okazało się, że w autobusie, którym planowałam pojechać nie ma już wolnych miejsc. Trochę byłam wściekła, no ale cóż mówi się w końcu "głową muru nie przebijesz" i to powiedzenie akurat w tym wypadku miało bardzo dużo prawdy. No ale wszystko kiedyś mija i ok 19 wysiadłam wreszcie na dworcu w Mrągowie, gdzie zostałam przywitana przez Wróbelka. Szybko złapałyśmy taksówkę (w Mrągowie taksówki są tak tanie, że nawet ciągłe poruszanie się nimi - czasem poprostu nie ma wyjścia -  nie nadszarpuje budżetu tak bardzo, jak w innych miastach) i pojechałyśmy do kasy koło amfiteatru, gdyż ja bałam się, że nie uda mi się kupić już biletów na koncerty w amfiteatrze. Postanowiłyśmy, że pierwszego dnia nie pójdziemy do amfiteatru, gdyż program wydał nam się średnio interesujący (ja teraz z perspektywy czasu z pewnych względów trochę żałuję, no ale cóż zrobić, było minęło). Wracając promenadą prowadzącą do amfiteatru (wybierałyśmy się na chwilę na kwaterę, żebym mogła zostawić rzeczy) spotkałyśmy już pierwszych, dawno niewidzianych przyjaciół i szczerze mówiąc chyba to ucieszyło mnie najbardziej. My z Wróbelkiem bawiłyśmy się najpierw w miasteczku westernowym Mrongoville na koncercie bluegrassowego zespołu Drink Bar. Słyszałam ich może 2 raz w życiu, ale muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. Samo miasteczko niestety niebardzo mi się podobało, brakuje mi dopracowania tego miejsca, no ale to dopiero był pierwszy sezon i zobaczymy, co będzie dalej. Później pobiegłyśmy do amfiteatru w mieście na koncert zespołu Jurek Paterski Country Club. Nie byli nawet źli, słyszałam ich pierwszy raz w życiu i muszę przyznać, że mi się nawet podobało. Jednak piątek poświęciłam głównie na lekki odpoczynek po podróży i na rozkoszowanie się tym, że znów jestem na Pikniku, po rocznej przerwie. Nie wiem, co takiego jest w tym miejscu, że człowiek jakby nie był zmęczony po podróży, tam natychmiast o wszystkim zapomina. Tak pierwszy dzień Pikniku dobiegł końca.

SOBOTA - 26 lipca 2008 r:

Sobotę rozpoczęłyśmy w miarę wcześnie, zważywszy na fakt, że przecież to był weekend i nie było potrzeby zrywać się o świcie, ale w sumie tradycją jest, że w Mrągowie podczas Pikniku rzadko kto sypia do późnej pory, bo zwyczajnie szkoda na to czasu. Jako, że miałyśmy z Wróbelkiem różne wizje na spędzenie pierwszej części dnia, postanowiłyśmy się rozłączyć i ja poszłam zobaczyć, co dzieje się na promenadzie prowadzącej do amfiteatru. a Wróbelek poleciał do miasta. Z perspektywy czasu sądzę, że dobrze zrobiłam idąc najpierw na promenadę.spotkałam tam mnóstwo przyjaciół, co bardzo mnie ucieszyło. Tradycyjnie dłuższy postój zaliczyłam przy stoisku Polskiego Trakera, żeby pooglądać nowości i nie tylko nowości wydawnicze i ewentualnie coś kupić. No i jak zwykle nie obyło się bez zakupów płytowych: z Mrągowa wyjechałam z 2 płytami Lonstara i 2 Tomka Szweda. Miałam ochotę na więcej, ale niestety trzeba było przyoszczędzić trochę kasy.I tak niebardzo mi się to udało, bo wróciłam jeszcze z kubkiem i koszulką :)). Przy stoisku Polskiego Trakera spotkałam Alę Boncol i Michała Lonstara - moich przyjaciół i przewodników po muzyce country, którym jestem bardzo wdzięczna za prowadzenie mnie właściwymi ścieżkami. Oczywiście nie mogłam sobie darować podrzucenia Lonstarowi płyty do podpisu i zrobienia sobie zdjęcia z dwójką ukochanych wykonawców. Postałam z nimi chwilę, za ten czas pojawiły się Spooky i  wraz z nią poszłyśmy dalej promenadą. Pod koniec drogi do amfiteatru spotkałam tych, których najbardziej chciałam zobaczyć, gdyż bardzo dawno się z nimi nie widziałam, czyli mój ukochany zespół taneczny Strefę Country, właściwie na początku spotkałam trzy z sześciu osób, ale dobre i to.  Oczywiście później spacerowałam już tylko z nimi. Gdy postanowili pojechać na kwaterę, ja pojechałam do miasta. Mieliśmy się jeszcze spotkać później, ale niestety się nie udało. Na promenadzie spotkałam się też z Wróbelkiem i Moniką i wspólnie poszłyśmy do miasta. W trakcie tej drogi udało się nam spotkać kolejnych dawno niewidzianych znajomych, w tym następną osobę ze Strefy Country - Basię. Po drodze do miasta postanowiłyśmy wstąpić coś zjeść do stałego miejsca, ale że była za duża kolejka nam z Moniką nie chciało się czekać i został tylko Wróbelek, a my poszłyśmy dalej. Po dotarciu do miasta poszłyśmy pod amfiteatr w mieście, gdyż w imprezach na mieście miał uczestniczyć kolejny mój zaprzyjaźniony zespół taneczny, czyli Dancing Riders. Niestety zdążyłam tylko na koniec pierwszego wejścia, ale postanowiłam, że na kolejnych już będę i mi się to udało. W ogóle później złapałam Gosię z Dancing Riders, którą znałam jeszcze z czasów Sceny Country i udało mi się wejść za barierki i robić za oficjalnego fotografa Dancing Riders, a przy okazji poznałam te osoby z zespołu, których nie miałam okazji poznać wcześniej. Sobotnie miasto to także chwilka w Domu Kultury na próbie do niedzielnego westernowego musicalu, który miał być pokazany w amfiteatrze. Muszę przyznać, że ta próba zaostrzyła tylko moją ciekawość, co do niedzieli w amfiteatrze. Zanim się obejrzałam to minęło tyle czasu, że pozostało wziąć taksówkę i jechać na kwaterę zostawić zakupy, a później do amfiteatru, jako że o 18.50 byłam umówiona pod amfiteatrem ze Strefą Country. To było chyba najszybsze przemieszczenie się z miejsca na miejsce podczas całego tegorocznego Pikniku. Przed wejściem do amfiteatru znalazłam się nieco wcześniej, niż byłam umówiona, pozostawało więc czekać. Dodatkowo się niecierpliwiłam, gdyż Radek stwierdził, że Strefa ma dla mnie pewną niespodziankę. Niestety Strefa złapana przez korki na mieście pojawiła się na tyle późno, że zdążyliśmy się jedynie przywitać (wreszcie udało mi się zobaczyć Magdę i Andrzeja Pajewskich), dostałam też wtedy tę długo oczekiwaną niespodziankę (okazało się, że jest to okolicznościowy kubek, wykonany na 15 lecie zespołu - takiego szoku i niesamowitego wzruszenia nie przeżyłam już dawno). Później uświadomiłam sobie wprawdzie, że do amfiteatru nie wolno wnosić kubków, no ale koniec końców udało mi się wejść. Byłam troszkę zła, bo na koncercie, na którym najbardziej mi zależało miałam boczny sektor, daleki rząd i kiepskie miejsce, no ale w końcu dobre i to. Nie wiedziałam, że los okaże się być łaskawy, jak chodzi o tę sprawę. Najpierw usiadłam na swoim miejscu i do reszty straciłam humor, gdyż okazało się, że widoczność jest bardzo kiepska, a o dobrych zdjęciach nie ma w ogóle mowy. Później zobaczyłam, że moi znajomi siedzą w trzecim rzędzie, więc zeszłam do nich i właściwie tam przesiedziałam cały koncert. Zrobiłam też trochę zdjęć, postaram się w niedługim czasie umieścić je w albumie na blogu.

A teraz conieco o każdym z występów sobotniego koncertu, szczególnie o tych, które najbardziej zwróciły moją uwagę (ostrzegam, będzie to mocno subiektywne):

 

PARTY TOUR:

 

Niezły zespół, jak na początek koncertu i rozruszanie publiki na jakimś tam poziomie, ale pierwsza ani druga liga polskiego country to to jeszcze nie jest. Myślę, że przed nimi jeszcze niemało pracy, jeśli realnie myślą o zapisaniu się w pamięci countrowej publiczności, ale oczywiście nie twierdzę, że nigdy im się to nie uda. Jak dla mnie im więcej zespołów będzie grało ten najprawdziwszy z gatunków muzyki, tym lepiej.

 

GRUPA FURMANA:

 

Większości ludzi zafascynowanych muzyką country zespół ten nie jest obcy. Grupa Furmana już zdążyła mocno namieszać na polskim rynku country. Podczas tegorocznego Pikniku można było zakupić najnowszy krążek zespołu, a grupa idąc za przykładem Czarka Makiewicza otwarła swoje stoisko na promenadzie prowadzącej do amfiteatru, przy którym w ciągu wszystkich trzech dni kłębiła się niezliczona ilość fanów i sympatyków grupy. Wracając do koncertu, to w sobotę w amfiteatrze zespół w świetnej formie i dobrym stylu zaprezentował głównie materiał z najnowszej płyty, który okazał się całkiem niezły i gdyby nie to, że nie miałam kasy na większą ilość płyt, to chyba zakupiłabym ten krążek. Moją muzyczną uwagę chyba najbardziej zwróciła skrzypaczka Grupy Furmana - Dominika Jurczuk.

 

STREFA COUNTRY:

 

Choć bardzo się staram, żeby tak nie było, ta część będzie bardzo subiektywna, gdyż do Strefy mam ogromny sentyment już od wielu lat, a od trzech łączy nas piękna, prawdziwa i trwała przyjaźń. W pierwszym z wejść zespół zaprezentował clogging - step mormoński z elementami irlandzkiego. I choć organizatorzy i oświetleniowiec bardzo się starali, żeby zepsuć Strefie ten występ (mieli tańczyć z przodu, ale tańczyli z tyłu sceny i na dodatek byli paskudnie niedoświetleni, tak że prawie nie było nic widać), zespół wybrnął z prawdziwym profesjonalizem i zatańczyli naprawdę super, jak na warunki, w jakich przyszło im się zaprezentować. W kolejnym wejściu było już lepiej Strefa tańczyła już z przodu sceny i zaprezentowali mixa, którego bywalcy Mrągowa mogli pamiętać z 2006 r. Mnie wspomnienia o mało nie zrzuciły z ławki, ale to dlatego, że przed Piknikiem Country w 2006 r miałam okazję uczestniczyć w próbach do tego mixa i wraz z oglądaniem kolejnych elementów wszystko to wracało do mnie. Oczywiście zrobiłam mnóstwo zdjęć. Poza tym Strefa tańczyła jeszcze do niektórych piosenek wykonanych przez gwiazdę Pikniku Rebeccę Lindsey i wykonali to naprawdę super.

 

RODEO:

 

Kolejny warszawski zespół taneczny, który miał okazję zaprezentować się w tym roku w amfiteatrze. Ciekawa byłam ich występu ze względu na pewne zmiany kadrowe. Mimo że wciąż do końca nie potrafię wybaczyć im tego, jak kiedyś zachowali się prywatnie w stosunku do mnie, muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. Rodeo w tym roku pokazało całkiem nowy i bardzo urozmaicony program i całkiem nowe, świetnie dobrane kolorystycznie stroje. Jeśli nadal będą przeć do przodu w takim tempie i z taką mocą, przed nimi wspaniała taneczna przyszłość.

 

REBECCA LINDSEY:

 

Dziewczyna opisywana jako gwiazda tegorocznego Pikniku - jak dla mnie jej występ to było dno. Albo ja mam całkiem drewniane ucho (a chyba nie, bo wiele osób deklarowało podobne odczucia), albo ona zaprezentowała całkowity brak talentu wokalnego. Na jej występie ożywiałam się właściwie tylko wtedy, gdy na scenę wychodziła Strefa Country.

 

COLORADO, GEORGE HAMILTON IV I GEORGE HAMILTON V:

 

Najkrócej rzecz ujmując tradycyjnie super.

 

NIEDZIELA - 27 lipca 2008 r:

 

Niedziela rozpoczęła się od przepięknej, wzruszającej mszy countrowej, co od kilku lat jest już tradycją. Tym razem msza odbyła się z udziałem Lonstara, Cezarego Makiewicza, Georga Hamiltona IV oraz Mandy'eg Strobela. Po mszy spotkałam się wreszcie na dłużej ze Strefą i cały ten dzień właściwie spędziłam z nimi, a w poniedziałek niestety trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości.